środa, 23 grudnia 2015

Rozdział V

,,Chciała pobyć sama. Tylko ona i muzyka. Jednak przeszkadzały jej ciągłe wydzwaniania koleżanki.
Wyciągnęła kartę SIM i rzuciła ją za siebie".


Szła nie oglądając się za siebie. Nie obchodziło ją to, że ktoś znajomy może ją zobaczyć. Nie przejmowała się nawet niską temperaturą chociaż od dziecka nienawidziła zimna. Po raz pierwszy zachowywała się jakby była zupełnie kimś innym, jakimś zbuntowanym punkowcem albo kimś w tym rodzaju.
Wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek.
12:34
Miała dwie godziny wytchnienia.

~*~

-Cześć Rosie - rozległ się głos.
-K-k-kim jesteś? - odpowiedziała.

Otworzyła oczy i zamarła. Czuła jakby..
Zaraz, wróć. Nie czuła zupełnie nic.
Matthew widząc jej reakcję szeroko się uśmiechnął i dalej trzymał ją w swoich ramionach.

-Źle się poczułaś i zemdlałaś.

Rose nie wiedziała co odpowiedzieć. Była tak bardzo podekscytowana, że chciała aby ta chwila trwała wiecznie. Chciała ciągle słyszeć jej zdrobnione imię.
Matthew wpatrywał się w jej oczy a ona odwzajemniała spojrzenie.

,,No już, pocałuj go!" - szepnęło serce - ,,Przecież tyle czekałaś na ten moment! Nie daj mu teraz uciec, korzystaj póki możesz!"
,,A co jeśli uzna Cię za idiotkę bo się do niego kleisz od razu? - dodał rozum - Może się jeszcze zniechęcić, lepiej nic nie rób.."
,,A może najlepiej byłoby zapytać się co się stało? Dlaczego zemdlałaś? - odezwała się intuicja - Przecież nic nie pamiętasz, dowiedz się co i jak."

Wszystkie propozycje były kuszące, jednak wygrało serce. Skąd mogła wiedzieć, że taka okazja się powtórzy?
Pogładziła go po policzku a on zbliżył się do jej ust i...

~*~

Otworzyła oczy. Przed sobą widziała szafkę i dwa zielone dywany oraz nogi krzesła.
Spadła z łóżka.
Jęknęła i odruchowo walnęła pięścią o bok łóżka.
Była zła. Nie, była wściekła! Nie dość, że miała złudny sen to na dodatek przerwał się w tak ważnym momencie.
Wstała z podłogi i otrzepała się z kurzu. Następnie spojrzała na zegarek.
21:37
Błyskawicznie przypomniała sobie, że gdy wróciła "ze szkoły" od razu się położyła tłumacząc mamie, że jest zmęczona.
Wyjrzała przez okna.
Księżyc, pełnia.
To był idealny moment na spacer.
Oderwała się od okna i otworzyła szufladę. Wzięła słuchawki i telefon po czym po cichu kierowała się w dół. Przechodziła właśnie przez kuchnie, słychać chrapanie mamy.
,,Spokojnie, po prostu przejdź"
Szła najciszej jak tylko mogła jednak matka w pewnym momencie przestała chrapać co wprowadziło Rose w odrętwienie.

,,Mfhsk -wychrypiała jej rodzicelka i przekręciła się na drugi bok.

Nasza bohaterka odetchnęła z ulgą i zeszła po schodach w dół na werande. Tam ubrała swoje ulubione buty i ciepłą kurtkę wraz z szalikiem i czapką. Gdy już była gotowa wyszła, zakmnęła za sobą drzwi biorąc przy tym klucz i szła w stronę pól. W drodze patrzyła na swojego najdroższego przyjaciela i jego podopiecznych (gwiazdy). Nie potrafiła oderwać oczu od nocnego nieba.
Chwilowo się zatrzymała żeby zobaczyć jak przepływają chmury. Wzięła głęboki oddech.
Rozum, serce i intuicja pchały się do jej umysłu aby wyrazić swoje zdania na temat jej wieczornego wyjścia. Jednak nawet wspólnymi siłami nie potrafili by pokonać księżyca bo dla Rose był on najważniejszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz