Po chwili ujrzała, że z budynku wychodzi również Matthew.
Była zbyt zmęczona żeby myśleć i zastanawiać się czy do niego podejść czy nie. Ważne było to, że miała na sobie kurtkę dzięki czemu gdy się przytula nie pozna, że jest spocona.
I podeszła, usłyszała delikatny głos.
„Cześć Rose” i była w jego ramionach.
Nie trwało to długo jednak wystarczająco aby uszczęśliwić naszą zakochaną bohaterkę.
Była tak zmęczona, że pożegnała się z Alicją i powędrowała prosto do szkolnego autobusu.
Minęły dwa tygodnie.
Rose bardzo zbliżyła się do Matthew'a a Alicja znalazła sobie kogoś kto się jej spodobał. Jej obiekt upodobań nazywał się Sebastian. Przyjaźnili się już od jakiegoś czasu, ale dopiero niedawno się w sobie zakochali dzięki czemu Alicja wreszcie zaczęła żyć a nie tylko istnieć. Przedtem chodziła bez wyrazu, mimo tego, że się uśmiechała była.. Zaspana? Otumaniona? A może po prostu pusta? W każdym razie nie obchodziło ją nic oprócz Rose a teraz wszystko obróciło się o 180 stopni. Alicja nie musiała już udawać szczęśliwej dziewczyny bo teraz naprawdę nią była. Nie chcę też robić z niej nie wiadomo jak biednej nastolatki.. Bo.. była radosna.. Ale nie w pełni. Po prostu było coś czego jej brakowało do pełni szczęścia i braku pustki. Okazało się nawet, że Sebastian odwzajemnia jej uczucie i są ze sobą od wczoraj. Cieszyła się ze szczęścia przyjaciółki, więc dlaczego czuła się tak dziwnie? Czyżby zazdrościła jej związku? A może po prostu bała się, że przez Sebastiana Alicja nie będzie poświęcać jej już czasu?
Nie.. To nie to. Czuła.. niepokój. Taaak, tego słowa szukała. Próbowała go zignorować, jednak gdy to robiła on tylko się zwiększał aż w końcu sprawił, że zaczęła drżeć. Nie mogła się uspokoić.
Nagle zdała sobie sprawę, że jest rano.
Poniedziałek.
7:47
Autobus odjeżdża za 3 minuty.
Cholera.
Gwałtownie zerwała się z łóżka na którym przed chwilą rozmyślała, złapała plecak i pobiegła w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze wstąpiła na werandę, ubrała kurtkę, pośpiesznie założyła buty i ruszyła ku przystankowi.
Lubiła wf jednak ostatnio nie za bardzo chciało jej się ćwiczyć, więc kondycja nie była zbyt dobra co skończyło się tym, że dostała zadyszki. Jednak udało jej się to zignorować, bo została minuta do przyjazdu autobusu. W zasadzie autobus zawsze się spóźniał, więc dlaczego dzisiaj miałoby tak nie być? A może przyjedzie wcześniej?
,,Dasz radę!" - szeptało serce.
,,Nie wysilaj się, już pewnie odjechał" - odrzekł jak zwykle oschły rozum.
,,Biegnij mimo zadyszki. Nie zatrzymuj się. Zaryzykuj bo nie masz nic do stracenia" - wtrąciła się intuicja.
Uwielbiała ją, była taka realna.
Wybiegła na prostą i ujrzała autobus, który właśnie zatrzymał się na przystanku.
Zaczęła wymachiwać rękoma żeby jeszcze nie odjechał.
Biegła teraz jeszcze szybciej.
Zauważyli ją, udało się.
Wchodząc do autobus o mało się nie potknęła o wystający plecak jakiegoś dziecka, które w tej chwili patrzyło się na nią jak na potwora.
-Przepraszam.. - wyszeptało ledwo słyszalnie.
-Nic się nie stało.. - odparła i zajęła miejsce w autobusie zastanawiając się nad tym czy naprawdę wygląda aż tak źle skoro dziecko się przestraszyło.
Wyciągnęła czarne douszne słuchawki, które dostała od swojej mamy. Podłączyła je do telefonu i zaczęła myszkować w rockowych piosenkach. Taak, uwielbiała ten gatunek muzyki i wszystkie jego podgatunki. Zawsze jej pomagał niezależnie od sytuacji. Przejechała palcem po dotykowym ekranie i włączyła piosenkę zespołu Red pt. "Let it Burn". Ostatnio uwielbiała jej słuchać, tak doskonale opisywała jej sytuację, a dźwięki przemawiały do niej niemal jak księżyc i gwiazdy.
Pomyślała, że będzie to dobrze połączenie na dzisiejszą noc. Dlaczego akurat dzisiejszą?
Bo będzie pełnia, pełnia jej ukochanego księżyca.
Dzięki temu miała dzisiaj tak dobry humor, że nic nie było w stanie tego zepsuć.
Dojechali na parking. Pośpiesznie udała się do szkoły i jak zwykle kierowała się w stronę szafek. Tym razem nikt jej nie zaczepił. W sumie nawet nie miałby kto, bo Alicja siedziała teraz pewnie z Sebastianem.
Gdy już ściągnęła kurtkę napotkała Weronikę. Była dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze. Przytuliły się.
-Rosie, porozmawiasz ze mną? - spytała.
-Jasne, ale coś się stało?
-Nie, nic. Po prostu chcę Cię o coś zapytać.
-No okej
Poszły na najbliższą ławkę.
-Długo z Tobą nie rozmawiałam - zaczęła Weronika - nie chcę by nasza znajomość się rozpadła. W końcu trzymamy się razem od przedszkola.
Rose szeroko się uśmiechnęła.
-Jasne, masz rację.
Weronika odwzajemniła uśmiech i zapytała:
-Jak u Ciebie w sprawach sercowych?
Zamilkła. Nie była pewna czy mówić jej o Matthew'ie. Długo już razem nie rozmawiały a znajomość powoli się kruszyła. Jednak wiedziała, że może jej ufać, przecież znały się od przedszkola. Pomyślała o swoim ukochanym, o jego złotych oczach, o jego sposobie mówienia, o jego ciele, o jego duszy. Po prostu o nim całym. Ostatnio była tak szczęśliwa a jeszcze dzisiaj dochodziła ta pełnia księżyca. Nic nie mogło popsuć tego dnia. Nic nie miałoby aż takiej siły.
-Rose?
Zorientowała się, że za długo milczy więc szybko wymyśliła jakąś wymówkę i odparła:
-Wybacz zamyśliłam się o moim byłym..
-Ah.. - westchnęła - Kubie? Moja bidulka.
-Spokojnie - spojrzała w dół - Wszystko okej.
-Na pewno?
-Tak, na pewno.
-To się cieszę, ogólnie mam dla Ciebie nowinę.
-Jaką?
W tym momencie Weronika cała się zaczerwieniła i nie mogła powstrzymać uśmiechu:
-Jestem z Matthew'em.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz