wtorek, 29 grudnia 2015

Rozdział VI

,,Rozum, serce i intuicja pchały się do jej umysłu aby wyrazić swoje zdania na temat jej wieczornego wyjścia. Jednak nawet wspólnymi siłami nie potrafili by pokonać księżyca bo dla Rose był on najważniejszy."

~*~
Leżała na trawie i patrzyła w gwiazdy i księżyc. Znając Rose robiłaby tak jeszcze przez co najmniej godzinę, ale coś pokrzyżowało jej plany. Coś a może ktoś?
Gwałtownie wstała z podłoża.
Skupiła się na dźwiękach, wyczuliła zmysły.
Krzyk.
Nie, chwila... To skowyt!
Zwróciła wzrok w stronę rozlegającego się dźwięku.
Wilk?
Wytężyła wzrok.
Tak, to bez wątpienia wilk.
Ponowny skowyt zwierzęcia.
Co robić?

,,Idź i mu pomóż" - powiedział rozum.
,,Idź i mu pomóż" - zgodziło się serce.
,,Idź i mu pomóż" - dodała intuicja.

Zamurowało ją.
Po raz pierwszy wszyscy się ze sobą zgadzali.
Po raz pierwszy nie musiała wybierać.
Ale.. Ale dlaczego tak było?
Dlaczego czuła, że nic jej się nie stanie? Skąd była tego taka pewna skoro wilki są dzikimi zwierzętami? Czyżby czuła do nich podobne przywiązanie jak do księżyca?
Rozpoczęła marsz w kierunku wilka. Gdy była już blisko zwierzęcia wyciągnęła rękę w jego stronę i zaczęła przemawiać.

-Spokojnie, pomogę Ci. Nie bój się mnie.

Drapieżnik warknął i wyszczerzył kły aby odstraszyć dziewczynę.
Ale Rose nie cofnęła ręki. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej się przybliżyła i zanurzyła palce w jego futrze.
Zwierzę z początku się wzdrygnęło, ale po chwili odetchnęło z ulgą. Rozległ się trzeci skowyt tym razem zwrócony do Rose.
Wilk skulił uszy i począł piszczeć.
Rose jeszcze raz przejechała palcami po jego sierści po czym podniosła zwierzę i z wielkim bólem udała się w stronę najbliższego strumyka.
Spojrzała na zwierzę i aż krzyknęła. Wilk miał pełno dosyć głębokich ran. 
Dlaczego nie zauważyła tego wcześniej?
Czyżby była nim tak zachwycona, że nie zwracała uwagi na nic innego?
Ułożyła wilka blisko wody i zaczęła obmywać jego rany. Następnie rozpoczęła poszukiwania leczniczych roślin.
Na szczęście znała się na tym, bo biologia była jednym z jej ulubionych przedmiotów.
Gdy już znalazła to czego szukała wróciła do wilka i zaczęła go opatrywać.
Po około 15 minutach udało jej się  opatrzyć wszystkie rany.
Spojrzała na swoje wręcz perfekcyjnie wykonane zadanie i odetchnęła z ulgą. Była zmęczona już przed spotkaniem zwierzęcia, więc dlaczego mu pomogła? Przecież równie dobrze mogła zemdleć i zostać rozszarpana przez dzikie zwierzęta. Dlaczego więc zaryzykowała życie dla zwierzęcia? Dlaczego poświęciła się dla jednego wilka? Dlaczego?
Była wycieńczona i niezdolna do odpowiedzenia na te pytania, toteż mimo zagrożenia usnęła nieopadal lasu.

środa, 23 grudnia 2015

Rozdział V

,,Chciała pobyć sama. Tylko ona i muzyka. Jednak przeszkadzały jej ciągłe wydzwaniania koleżanki.
Wyciągnęła kartę SIM i rzuciła ją za siebie".


Szła nie oglądając się za siebie. Nie obchodziło ją to, że ktoś znajomy może ją zobaczyć. Nie przejmowała się nawet niską temperaturą chociaż od dziecka nienawidziła zimna. Po raz pierwszy zachowywała się jakby była zupełnie kimś innym, jakimś zbuntowanym punkowcem albo kimś w tym rodzaju.
Wyciągnęła telefon i spojrzała na zegarek.
12:34
Miała dwie godziny wytchnienia.

~*~

-Cześć Rosie - rozległ się głos.
-K-k-kim jesteś? - odpowiedziała.

Otworzyła oczy i zamarła. Czuła jakby..
Zaraz, wróć. Nie czuła zupełnie nic.
Matthew widząc jej reakcję szeroko się uśmiechnął i dalej trzymał ją w swoich ramionach.

-Źle się poczułaś i zemdlałaś.

Rose nie wiedziała co odpowiedzieć. Była tak bardzo podekscytowana, że chciała aby ta chwila trwała wiecznie. Chciała ciągle słyszeć jej zdrobnione imię.
Matthew wpatrywał się w jej oczy a ona odwzajemniała spojrzenie.

,,No już, pocałuj go!" - szepnęło serce - ,,Przecież tyle czekałaś na ten moment! Nie daj mu teraz uciec, korzystaj póki możesz!"
,,A co jeśli uzna Cię za idiotkę bo się do niego kleisz od razu? - dodał rozum - Może się jeszcze zniechęcić, lepiej nic nie rób.."
,,A może najlepiej byłoby zapytać się co się stało? Dlaczego zemdlałaś? - odezwała się intuicja - Przecież nic nie pamiętasz, dowiedz się co i jak."

Wszystkie propozycje były kuszące, jednak wygrało serce. Skąd mogła wiedzieć, że taka okazja się powtórzy?
Pogładziła go po policzku a on zbliżył się do jej ust i...

~*~

Otworzyła oczy. Przed sobą widziała szafkę i dwa zielone dywany oraz nogi krzesła.
Spadła z łóżka.
Jęknęła i odruchowo walnęła pięścią o bok łóżka.
Była zła. Nie, była wściekła! Nie dość, że miała złudny sen to na dodatek przerwał się w tak ważnym momencie.
Wstała z podłogi i otrzepała się z kurzu. Następnie spojrzała na zegarek.
21:37
Błyskawicznie przypomniała sobie, że gdy wróciła "ze szkoły" od razu się położyła tłumacząc mamie, że jest zmęczona.
Wyjrzała przez okna.
Księżyc, pełnia.
To był idealny moment na spacer.
Oderwała się od okna i otworzyła szufladę. Wzięła słuchawki i telefon po czym po cichu kierowała się w dół. Przechodziła właśnie przez kuchnie, słychać chrapanie mamy.
,,Spokojnie, po prostu przejdź"
Szła najciszej jak tylko mogła jednak matka w pewnym momencie przestała chrapać co wprowadziło Rose w odrętwienie.

,,Mfhsk -wychrypiała jej rodzicelka i przekręciła się na drugi bok.

Nasza bohaterka odetchnęła z ulgą i zeszła po schodach w dół na werande. Tam ubrała swoje ulubione buty i ciepłą kurtkę wraz z szalikiem i czapką. Gdy już była gotowa wyszła, zakmnęła za sobą drzwi biorąc przy tym klucz i szła w stronę pól. W drodze patrzyła na swojego najdroższego przyjaciela i jego podopiecznych (gwiazdy). Nie potrafiła oderwać oczu od nocnego nieba.
Chwilowo się zatrzymała żeby zobaczyć jak przepływają chmury. Wzięła głęboki oddech.
Rozum, serce i intuicja pchały się do jej umysłu aby wyrazić swoje zdania na temat jej wieczornego wyjścia. Jednak nawet wspólnymi siłami nie potrafili by pokonać księżyca bo dla Rose był on najważniejszy.

niedziela, 20 grudnia 2015

Rozdział IV

,,W tym momencie Weronika cała się zaczerwieniła i nie mogła powstrzymać uśmiechu:

-Jestem z Matthew'em."


Zmarła.
Coś w niej pękło.
Nie mogła się ruszyć, ciało odmawiało jej posłuszeństwa. Jej małe brązowe oczy stały się szklane. Bezbarwna ciecz chciała wydostać się na zewnątrz.
,,Nie.. Proszę, nie teraz." - mówiła w myślach - wytrzymaj, proszę".

-J-j-jesteś z Matt.. Matt.. Matthew'em? - ledwo co wypowiedziała to pytanie. W zasadzie nie musiała go zadawać bo doskonale znała odpowiedź.
-No tak! Co Ty, głucha jesteś? - zaśmiała się Weronika i klepnęła ją w ramię. - Ale.. Co Ci tak mina zrzędła?

Rose nie była w stanie powiedzieć jej prawdy, jednak nie chciała też kłamać. Co robić? Jak się zachować?

,,Powiedz jej prawdę, nie kryj uczuć!" - krzyknęło serce.
,,Ogarnij się, przecież wiadomo jak zareaguje, milcz i nic nie komplikuj" - dodał rozum.

Czekała na propozycję intuicji.
Cisza.
,,No pomóż mi, do jasne anielki! -pomyślała dziewczyna - Wtedy kiedy najbardziej Cię potrzebuje znikasz?"
Cisza.

Tupnęła nogą zapominając, że ciągle stoi koło Weroniki.
Ujrzała zdziwioną minę koleżanki, więc wiedziała, że musi coś zrobić. Nie zastanawiając się długo (bo nie miała na to nawet czasu) posłuchała rady rozumu.

-Przepraszam Wercia.. Ja.. po prostu się boję, że.. on Cię zrani - w tym momencie przygryzła wargę a z oczu zaczęły sypać się małe bezbarwne kryształki - Tyle w życiu przecierpiałaś, nie chcę żebyś znów musiała przez kogoś cierpieć.

Udało się, Mogła się rozpłakać jednocześnie nie wyjaśniając koleżance prawdy. Pomyślała, że jest dobrą improwizatorką i pomyśli o przyszłości związanej z aktorstwem.

-Rosie - ozwał się delikatny głosik - On jest inny, naprawdę. I wiem, że to brzmi beznadziejnie ale chyba rozumiesz o co mi chodzi nie?

Dziewczyna kiwnęła głową.

-Zachowuję się wobec mnie dojrzalej niż moi dotychczasowy chłopacy - w tym momencie ją przytuliła - Jest taki.. opiekuńczy i kochany.

Gdyby nie dzwonek na lekcje nie wiadomo co by się stało.
Weronika wzięła plecak i powędrowała pod klase a nasza Rosie poszła w stronę szafek. Nie obchodziło ją to, że powinna iść teraz na lekcje. Nic się w tym momencie nie liczyło. Musiała wyjść, nie mogła tu dłużej zostać, nie w tym stanie. Szła w górę i ignorowała nawoływania koleżanek.
Kilkadziesiąt par oczu zwróciło się w jej stronę, ich też zignorowała.
Po prostu wzięła kurtkę z plecakiem i wyszła z budynku.

~*~

Była na polach, daleko od szkoły i domu.
Rozległ się dźwięk w jej telefonie, to Alicja.
Spojrzała na wyświetlacz i ironicznie się uśmiechnęła.
Nie chciała rozmawiać, nie miała na to najmniejszej ochoty, tymbardziej, że już od jakiś kilkudziesięciu minut płakała.
Chciała pobyć sama. Tylko ona i muzyka. Jednak przeszkadzały jej ciągłe wydzwaniania koleżanki.
Wyciągnęła karte SIM i rzuciła ją za siebie.

wtorek, 15 grudnia 2015

Rozdział III

Po chwili ujrzała, że z budynku wychodzi również Matthew.
Była zbyt zmęczona żeby myśleć i zastanawiać się czy do niego podejść czy nie. Ważne było to, że miała na sobie kurtkę dzięki czemu gdy się przytula nie pozna, że jest spocona.
I podeszła, usłyszała delikatny głos.
„Cześć Rose” i była w jego ramionach. 
Nie trwało to długo jednak wystarczająco aby uszczęśliwić naszą zakochaną bohaterkę. 
Była tak zmęczona, że pożegnała się z Alicją i powędrowała prosto do szkolnego autobusu.




Minęły dwa tygodnie.
Rose bardzo zbliżyła się do Matthew'a a Alicja znalazła sobie kogoś kto się jej spodobał. Jej obiekt upodobań nazywał się Sebastian. Przyjaźnili się już od jakiegoś czasu, ale dopiero niedawno się w sobie zakochali dzięki czemu Alicja wreszcie zaczęła żyć a nie tylko istnieć. Przedtem chodziła bez wyrazu, mimo tego, że się uśmiechała była.. Zaspana? Otumaniona? A może po prostu pusta? W każdym razie nie obchodziło ją nic oprócz Rose a teraz wszystko obróciło się o 180 stopni. Alicja nie musiała już udawać szczęśliwej dziewczyny bo teraz naprawdę nią była. Nie chcę też robić z niej nie wiadomo jak biednej nastolatki.. Bo.. była radosna.. Ale nie w pełni. Po prostu było coś czego jej brakowało do pełni szczęścia i braku pustki. Okazało się nawet, że Sebastian odwzajemnia jej uczucie i są ze sobą od wczoraj. Cieszyła się ze szczęścia przyjaciółki, więc dlaczego czuła się tak dziwnie? Czyżby zazdrościła jej związku? A może po prostu bała się, że przez Sebastiana Alicja nie będzie poświęcać jej już czasu?
Nie.. To nie to. Czuła.. niepokój. Taaak, tego słowa szukała. Próbowała go zignorować, jednak gdy to robiła on tylko się zwiększał aż w końcu sprawił, że zaczęła drżeć. Nie mogła się uspokoić.
Nagle zdała sobie sprawę, że jest rano.
Poniedziałek.
7:47
Autobus odjeżdża za 3 minuty.
Cholera.
Gwałtownie zerwała się z łóżka na którym przed chwilą rozmyślała, złapała plecak i pobiegła w stronę drzwi wyjściowych. Po drodze wstąpiła na werandę, ubrała kurtkę, pośpiesznie założyła buty i ruszyła ku przystankowi.
Lubiła wf jednak ostatnio nie za bardzo chciało jej się ćwiczyć, więc kondycja nie była zbyt dobra co skończyło się tym, że dostała zadyszki. Jednak udało jej się to zignorować, bo została minuta do przyjazdu autobusu. W zasadzie autobus zawsze się spóźniał, więc dlaczego dzisiaj miałoby tak nie być? A może przyjedzie wcześniej?
,,Dasz radę!" - szeptało serce.
,,Nie wysilaj się, już pewnie odjechał" - odrzekł jak zwykle oschły rozum.
,,Biegnij mimo zadyszki. Nie zatrzymuj się. Zaryzykuj bo nie masz nic do stracenia" - wtrąciła się intuicja.
Uwielbiała ją, była taka realna.
Wybiegła na prostą i ujrzała autobus, który właśnie zatrzymał się na przystanku.
Zaczęła wymachiwać rękoma żeby jeszcze nie odjechał.
Biegła teraz jeszcze szybciej.
Zauważyli ją, udało się.
Wchodząc do autobus o mało się nie potknęła o wystający plecak jakiegoś dziecka, które w tej chwili patrzyło się na nią jak na potwora.

-Przepraszam.. - wyszeptało ledwo słyszalnie.
-Nic się nie stało.. - odparła i zajęła miejsce w autobusie zastanawiając się nad tym czy naprawdę wygląda aż tak źle skoro dziecko się przestraszyło.

Wyciągnęła czarne douszne słuchawki, które dostała od swojej mamy. Podłączyła je do telefonu i zaczęła myszkować w rockowych piosenkach. Taak, uwielbiała ten gatunek muzyki i wszystkie jego podgatunki. Zawsze jej pomagał niezależnie od sytuacji. Przejechała palcem po dotykowym ekranie i włączyła piosenkę zespołu Red pt. "Let it Burn". Ostatnio uwielbiała jej słuchać, tak doskonale opisywała jej sytuację, a dźwięki przemawiały do niej niemal jak księżyc i gwiazdy.
Pomyślała, że będzie to dobrze połączenie na dzisiejszą noc. Dlaczego akurat dzisiejszą?
Bo będzie pełnia, pełnia jej ukochanego księżyca.
Dzięki temu miała dzisiaj tak dobry humor, że nic nie było w stanie tego zepsuć.

Dojechali na parking. Pośpiesznie udała się do szkoły i jak zwykle kierowała się w stronę szafek. Tym razem nikt jej nie zaczepił. W sumie nawet nie miałby kto, bo Alicja siedziała teraz pewnie z Sebastianem.
Gdy już ściągnęła kurtkę napotkała Weronikę. Była dzisiaj w wyjątkowo dobrym humorze. Przytuliły się.

-Rosie, porozmawiasz ze mną? - spytała.
-Jasne, ale coś się stało?
-Nie, nic. Po prostu chcę Cię o coś zapytać.
-No okej

Poszły na najbliższą ławkę.

-Długo z Tobą nie rozmawiałam - zaczęła Weronika - nie chcę by nasza znajomość się rozpadła. W końcu trzymamy się razem od przedszkola.

Rose szeroko się uśmiechnęła.

-Jasne, masz rację.

Weronika odwzajemniła uśmiech i zapytała:

-Jak u Ciebie w sprawach sercowych?

Zamilkła. Nie była pewna czy mówić jej o Matthew'ie. Długo już razem nie rozmawiały a znajomość powoli się kruszyła. Jednak wiedziała, że może jej ufać, przecież znały się od przedszkola. Pomyślała o swoim ukochanym, o jego złotych oczach, o jego sposobie mówienia, o jego ciele, o jego duszy. Po prostu o nim całym. Ostatnio była tak szczęśliwa a jeszcze dzisiaj dochodziła ta pełnia księżyca. Nic nie mogło popsuć tego dnia. Nic nie miałoby aż takiej siły.

-Rose?

Zorientowała się, że za długo milczy więc szybko wymyśliła jakąś wymówkę i odparła:

-Wybacz zamyśliłam się o moim byłym..
-Ah.. - westchnęła - Kubie? Moja bidulka.
-Spokojnie - spojrzała w dół - Wszystko okej.
-Na pewno?
-Tak, na pewno.
-To się cieszę, ogólnie mam dla Ciebie nowinę.
-Jaką?

W tym momencie Weronika cała się zaczerwieniła i nie mogła powstrzymać uśmiechu:

-Jestem z Matthew'em.

sobota, 12 grudnia 2015

Rozdział II


,,-Już? Nacieszyłaś się? - spytała Alicja - Doszłaś?

Dziewczyna popatrzyła się na nią z oburzeniem

-Ty to zawsze musisz zepsuć atmosferę, co!?


Wybuchnęły głośnym śmiechem i udały się w stronę informatycznej sali."





Dziewczyny weszły do sali i usiadły przy swoich miejscach. Na początku roku udało im się zająć miejsce niedaleko siebie toteż mogły ze sobą rozmawiać gdy Pani była czymś zajęta.
A w tej chwili właśnie tak było.

-I jak, i jak!? - zapytała podekscytowana Alicja.
-Poczekaj, spokojnie - odparła Rose chociaż sama nie mogła powstrzymać uśmiechu - Opowiem Ci po lekcji.
-Chyba sobie żartujesz, mów i to zaraz!
-Ala, odpuść.
-Dlaczego?

Rose wskazała wzrokiem siedzącą nieopodal Weronikę, która na szczęście nie dosłyszała ich rozmowy.

-Ah.. no okej, okej - powiedziała niechętnie ustępując Alicja.

I w tym samym momencie Pani skończyła swoją pracę i rozpoczęła lekcję. Główna bohaterka skierowała twarz w stronę tablicy i zmusiła się do słuchania poleceń nauczycielki. W zasadzie starała się jej słuchać jednak niezbyt jej to wychodziło, bo wpuszczała jednym uchem informację a drugim wypuszczała. Jej myśli krążyły wokół niego. Nie potrafiła przestań o nim myśleć, co ją denerwowało. 
W pewnym momencie jej mina się zmieniła. Zaczęła zastanawiać się nad tym co do niego czuje. Jest zakochana? Zauroczona? A może on się jej po prostu podoba?
Po krótkiej analizie doszła do wniosku, że jest zakochana co sprawiło, że się zdenerwowała. Nienawidziła być zakochaną. Wiedziała, że nie jest na to gotowa. Nie ze swoim obecnym charakterem, który co chwila płatał jej figle. Zbyt często przejmowała się małymi rzeczami a stan zakochania utwierdzał ją  w przekonaniu, że to Matthew jest najważniejszy. Nie znosiła tego stanu, gdy uzależniała się od drugiego człowieka. Czuła się wtedy bezradna bo jej szczęście zależało tylko i wyłącznie od obiektu jej westchnień.
Więc co by było jakby zaczął ją ignorować? Jakby się zachowała gdyby ją zostawił? Gdyby powiedział jej w twarz, że jest nikim?
Chyba nie muszę odpowiadać jakby się to skończyło, prawda?

Drrrrrrrrryń – dzwonek przerwał jej rozmyślenia.
Wstała, założyła plecak i poprawiła swoje szatynowe włosy po czym wyszła z klasy kompletnie zapominając o otaczającej jej rzeczywistości. Skierowała się na prawe skrzydło szkoły i..
Zamarła.
Znowu znajdował się przed jej oczami.
Siedział pod stołówką obok innych dziewczyn, które były zajęte rozmową z kimś innym.
,,To Twoja szansa!” – krzyczała intuicja.
,,Nie widzisz, że siedzi z innymi? Nie wtrącaj się na siłę” – odezwał się rozum.
,,Leć, zaproś go na którąś przerwę, wtedy nikt wam nie będzie przeszkadzał” – dopowiedziało serce.
Ostatecznie posłuchała intuicji.
Kierowała się w stronę stołówki. Gdy była już kilka centymetrów przed nim niepewnie się odezwała:

-Mogę się dosiąść?

Chłopak kiwnął głową a Rose podczas siadu zahaczyła o stojący niedaleko śmietnik. Na nieszczęście Matthew to zauważył.
,,Cholera’’ – mruknęła sama do siebie dziewczyna.
Czuła, że zaczyna się czerwienić, więc odwróciła głowę w przeciwną stronę.
„Rose uspokój się. Napraw sytuację póki nie jest za późno” – pomyślała.
Gdy już ochłonęła odwróciła się ponownie w jego stronę i zadała jedyne pytanie na które było ją w tamtym momencie stać:

-Jak tam?

Chłopak kiwnął ramionami.

-W sumie po staremu – odpowiedział i potarł ręce.
-A jak Ci z nauką idzie?

Nie zdążyła dokończyć pytania bo w tej samej chwili ze stołówki wyszedł przyjaciel Matthew’a – Dominik, który po chwili się do nich dosiadł.
Rozmowa szła już o wiele lepiej gdyż przyjaciel jej miłości wymyślił temat.
Była mu za to wdzięczna chociaż wiedziała, że nie może mu tego powiedzieć.
I tak minęła jej długa przerwa. Gdy zadzwonił dzwonek, wstała, wzięła plecak i kierowała się w stronę klasy lekcyjnej po drodze szukając Alicji. Gdy się na nią natknęła przeprosiła koleżankę i opowiedziała co się stało.

-Domyśliłam się, zakochańcu – szeroko się uśmiechnęła.

Rose rzuciła jej pogardliwe spojrzenie ale po chwili się roześmiała a wraz z nią jej przyjaciółka.
Gdy już się uspokoiły poszły na dwie ostatnie lekcje wychowania fizycznego.
Rose była tak podekscytowana, że postanowiła dać z siebie wszystko niezależnie od tego co będą mieli.
Akurat trafił się najgorszy według niej sport – koszykówka.
Jednak to jej nie zniechęciło a wręcz zachęciło do działania.
Mimo zmęczenia biegała po boisku i wyrywała przeciwnej drużynie piłkę gdy tylko próbowali się zbliżyć do kosza jej drużyny. Dawała z siebie wszystko.
Mecz skończył się pozytywnie dla jej drużyny – wygrali.
Rose była z siebie dumna, tym bardziej, że pochwalił ją jej wuefista.
Z racji tego, że nie znosiła się pocić często grała byle jak, ale dzisiaj pot nie wywarł na niej większej uwagi. 
Po prostu pobiegła do szatni i jako pierwsza zajęła toaletę. Obmywała spoconą twarz po czym zwolniła pomieszczenie innym a sama zaczęła się przebierać. Gdy już to zrobiła wyszła wraz z Alicją z szatni na hol czekając na ostatni w tym dniu dzwonek.
Milczały, nie miały siły na rozmowy.
Jednak cisza nie potrwała długo, bo dzwonek przyszedł zaskakująco szybko.
Wyszły na dwór i zaczęły się żegnać ze swoja klasą.
Po chwili ujrzała, że z budynku wychodzi również Matthew.
Była zbyt zmęczona żeby myśleć i zastanawiać się czy do niego podejść czy nie. Ważne było to, że miała na sobie kurtkę dzięki czemu gdy się przytula nie pozna, że jest spocona.
I podeszła, usłyszała delikatny głos.
„Cześć Rose” i była w jego ramionach. 
Nie trwało to długo jednak wystarczająco aby uszczęśliwić naszą zakochaną bohaterkę. 
Była tak zmęczona, że pożegnała się z Alicją i powędrowała prosto do szkolnego autobusu.

czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział I

Grudzień, Rose szła właśnie do szkoły. Zimowe powietrze szczypało ją w jej blade policzki a nos zaczerwieniał się z powodu niskiej temperatury. Ręce stały się lodowate i powoli traciła w nich czucie. Czuła narastający chłód. Nie lubiła zimy, jedynym plusem tej pory roku były dla niej Święta Bożego Narodzenia. O, tak.. Kochała tą tradycję a kolędy zawsze poprawiały jej humor.
Uważała zimę za piękną porę roku, ale wolała podziwiać ją z okna okryta kocem z herbatą w dłoni. Nie chciała wychodzić na dwór bo już od dzieciństwa miała osłabiony organizm.
Weszła po schodach i o mało się nie poślizgnęła. Spojrzała w dół, schody były w całości pokryte lodem. Była zdziwiona, że woźny do tej pory nic z tym nie zrobił, tym bardziej, że była już Środa.
Gdy już udało jej się wczłapać po tych nieszczęsnych schodach otworzyła drzwi i weszła do szkoły. Gorące powietrze, które wypełniało budynek gwałtownie przywarło do jej ciała. Poczuła delikatne mrowienie w dłoniach co oznaczało, że odzyskiwała czucie.
Kierowała się na piętro w stronę swojej szafki. Miała już ją otworzyć gdy poczuła, że ktoś klepnął ją w plecy. Gwałtownie się odwróciła i ujrzała swoją przyjaciółkę - Alicje -, która w tej chwili radośnie się do niej uśmiechała zadowolona z tego, że ją wystraszyła.

-Nienawidzę Cię! - mruknęła Rose - Kiedyś dostanę zawału, naprawdę!
-Kocham Cię mordko - koleżanka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Zemszczę się - odwzajemniła uśmiech.

Obie wybuchły głośnym śmiechem.
Rose kochała Alicja, była dla niej jak członek rodziny, jak druga siostra. Rozumiały się bez słów, więc nie musiały dużo mówić w swoim towarzystwie, wystarczyły, że się na siebie popatrzą a obie doskonale wiedziały o co chodzi. To było coś czego Rose zawsze brakowało, milczenia, braku pytań w odpowiednich momentach, jednak Alicja zapełniła tą pustkę. Nawet wtedy kiedy się kłóciły to nie były w stanie ze sobą nie rozmawiać dłużej niż kilka godzin, były ze sobą zawsze. Podobnie jak z księżycem Rose nie wiedziała skąd tak silna więź do Alicji, ona po prostu była, musiała być. Inaczej by nie funkcjonowała a przynajmniej nie tak jak powinna.
Schowała kurtkę i popatrzyła się na przyjaciółkę z lekkim uśmiechem. Alicja wiedziała już o co chodzi, więc pociągnęła koleżankę w stronę świetlicy szkolnej a tam tak jak Rose się spodziewała zobaczyła go, wysokiego bruneta o złotych oczach i dobrej sylwetce. Uwielbiała jego oczy, niby były piwne, ale wpadały w żółć toteż nazywała je po prostu złotymi. 

-Ile masz zamiar jeszcze się tak gapić? - Alicja przerwała jej rozmyślenia.

Rose zagryzła wargę i ruszyła w stronę Matthew'a (bo tak się nazywał jej obiekt westchnień). Serce stało się nieposłuszne i zaczęło bić o wiele mocniej niż tego chciała, ręce trzęsły się ze strachu i właśnie wtedy ją zauważył. Spojrzał w jej brązowe oczy a ona wyciągnęła ręce w geście przytulenia. Zbliżył się do niej i objął ją w biodrach a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Usłyszała jego delikatny głos "Cześć, Rose", ale słowa nie miały dla niej teraz najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko to, że on trzyma ją w ramionach. 
Niestety, to było tylko krótkie przywitanie. Rose miała już odejść gdy Matthew wymówił jej imię.
Odwróciła się i spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

-Pamiętaj, że mamy próbę chóru na ostatniej lekcji.
-Okej, dziękuje - uśmiechnęła się i odeszła usatysfakcjonowana.

-Już? Nacieszyłaś się? - spytała Alicja - Doszłaś?

Dziewczyna popatrzyła się na nią z oburzeniem

-Ty to zawsze musisz zepsuć atmosferę, co!?

Wybuchnęły głośnym śmiechem i udały się w stronę sali informatycznej.

środa, 9 grudnia 2015

Prolog


~*~
Była noc. Niebo przepełniały białe świecące kropki zwane przez ludzi gwiazdami. W zasadzie zdania są podzielone. Astronomowie twierdzą, że są to komety, filozofowie, że duszę zmarłych a dla innych ludzi mogą być to tylko gwiazdy, które mają za zadanie świecić w nocy. Jednak dla Rose, były one czymś więcej, sama dokładnie nie wiedziała czym ale zdawała sobie sprawę z tego, że ich potrzebuje. Mimo uroku małych białych punkcików dziewczyna najbardziej na świecie kochała księżyc. Może to chore, ale nie potrafiła wyobrazić sobie bez niego życia. Był dla niej jak.. przyjaciel? A może ojciec? A może po prostu ktoś bliski?
Sama nie wiedziała, ale czuła do niego silną więź bez której nie byłaby szczęśliwa.
Siedziała na miękkiej trawie i spoglądała w niebo. Potrafiła przebywać tutaj godzinami, jeżeli w przestworzach widziała swoich dalekich przyjaciół.
..se..Rose..
-Rose, do cholery! – krzyknęła Weronika przerywając dziewczynie rozmarzanie.

Popatrzyła się na nią pytającym wzrokiem.

-Halo, ziemia do Rose, jesteśmy w szkole, na lekcji geografii i mamy 5 minut na skończenie tego plakatu.

W tym momencie wróciła na ziemie. Uświadomiła sobie, że ciągle siedzi w szkole. Jęknęła cicho i błyskawicznie sięgnęła do swojego plecaka i wyjęła z niego piórnik. Rozpoczęła poszukiwania flamastrów. Denerwowało ją to, że ma tak nieporęczny i duży piórnik. Gdy go kupowała była pewna, że będzie odpowiedni ze względu na pojemność, tymczasem okazał się totalną kichą przez którą w tym momencie traciła cenny czas. Chwila, jest! Znalazła. Pośpiesznie rzuciła parę flamastrów Weronice a sama zaczęła kolorować mapki.
Mimo starań dziewczyn było już za późno. Długo oczekiwane dzwonki na przerwę zawsze cieszyły Rose. Jednak w tamtym momencie chciała żeby zadzwonił jak najpóźniej. Niestety, nie spełnił jej oczekiwań. Uczniowie wylewali się z klasy gdy ona nie miała najmniejszej ochoty z niej wyjść.

-Evans! –krzyk nauczycielki sprawił, że dziewczyna musiała przerwać pracę. –Miałyście na to całą lekcje a zrobiłyście dopiero połowę?!

Weronika chciała je wytłumaczyć jednak Rose jej przerwała:
-Przepraszam, Weronika sama zrobiła ten plakat. Nie mogłam się skupić na dzisiejszej lekcji i dopiero pod jej koniec koleżance udało się wyrwać mnie z myśli. Mogę to dokończyć w domu?

Nauczycielka pani Luiza skrzyżowała ręce i odpowiedziała:

-Dobra, ale obniżę Ci ocenę.

Ale Rose jej już nie słuchała. Ignorowała nawoływania swojej dobrej koleżanki Weroniki i szła przed siebie. Gwałtownie wbiegła po schodach i kierowała się w stronę szkolnych szafek i wtedy go zobaczyła – chłopaka który stał dosłownie naprzeciwko niej. Byli sami, tylko oni dwoje z tajemniczymi spojrzeniami.
~~*~~