czwartek, 10 grudnia 2015

Rozdział I

Grudzień, Rose szła właśnie do szkoły. Zimowe powietrze szczypało ją w jej blade policzki a nos zaczerwieniał się z powodu niskiej temperatury. Ręce stały się lodowate i powoli traciła w nich czucie. Czuła narastający chłód. Nie lubiła zimy, jedynym plusem tej pory roku były dla niej Święta Bożego Narodzenia. O, tak.. Kochała tą tradycję a kolędy zawsze poprawiały jej humor.
Uważała zimę za piękną porę roku, ale wolała podziwiać ją z okna okryta kocem z herbatą w dłoni. Nie chciała wychodzić na dwór bo już od dzieciństwa miała osłabiony organizm.
Weszła po schodach i o mało się nie poślizgnęła. Spojrzała w dół, schody były w całości pokryte lodem. Była zdziwiona, że woźny do tej pory nic z tym nie zrobił, tym bardziej, że była już Środa.
Gdy już udało jej się wczłapać po tych nieszczęsnych schodach otworzyła drzwi i weszła do szkoły. Gorące powietrze, które wypełniało budynek gwałtownie przywarło do jej ciała. Poczuła delikatne mrowienie w dłoniach co oznaczało, że odzyskiwała czucie.
Kierowała się na piętro w stronę swojej szafki. Miała już ją otworzyć gdy poczuła, że ktoś klepnął ją w plecy. Gwałtownie się odwróciła i ujrzała swoją przyjaciółkę - Alicje -, która w tej chwili radośnie się do niej uśmiechała zadowolona z tego, że ją wystraszyła.

-Nienawidzę Cię! - mruknęła Rose - Kiedyś dostanę zawału, naprawdę!
-Kocham Cię mordko - koleżanka uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-Zemszczę się - odwzajemniła uśmiech.

Obie wybuchły głośnym śmiechem.
Rose kochała Alicja, była dla niej jak członek rodziny, jak druga siostra. Rozumiały się bez słów, więc nie musiały dużo mówić w swoim towarzystwie, wystarczyły, że się na siebie popatrzą a obie doskonale wiedziały o co chodzi. To było coś czego Rose zawsze brakowało, milczenia, braku pytań w odpowiednich momentach, jednak Alicja zapełniła tą pustkę. Nawet wtedy kiedy się kłóciły to nie były w stanie ze sobą nie rozmawiać dłużej niż kilka godzin, były ze sobą zawsze. Podobnie jak z księżycem Rose nie wiedziała skąd tak silna więź do Alicji, ona po prostu była, musiała być. Inaczej by nie funkcjonowała a przynajmniej nie tak jak powinna.
Schowała kurtkę i popatrzyła się na przyjaciółkę z lekkim uśmiechem. Alicja wiedziała już o co chodzi, więc pociągnęła koleżankę w stronę świetlicy szkolnej a tam tak jak Rose się spodziewała zobaczyła go, wysokiego bruneta o złotych oczach i dobrej sylwetce. Uwielbiała jego oczy, niby były piwne, ale wpadały w żółć toteż nazywała je po prostu złotymi. 

-Ile masz zamiar jeszcze się tak gapić? - Alicja przerwała jej rozmyślenia.

Rose zagryzła wargę i ruszyła w stronę Matthew'a (bo tak się nazywał jej obiekt westchnień). Serce stało się nieposłuszne i zaczęło bić o wiele mocniej niż tego chciała, ręce trzęsły się ze strachu i właśnie wtedy ją zauważył. Spojrzał w jej brązowe oczy a ona wyciągnęła ręce w geście przytulenia. Zbliżył się do niej i objął ją w biodrach a ona zarzuciła mu ręce na szyję. Usłyszała jego delikatny głos "Cześć, Rose", ale słowa nie miały dla niej teraz najmniejszego znaczenia. Liczyło się tylko to, że on trzyma ją w ramionach. 
Niestety, to było tylko krótkie przywitanie. Rose miała już odejść gdy Matthew wymówił jej imię.
Odwróciła się i spojrzała na niego pytającym wzrokiem.

-Pamiętaj, że mamy próbę chóru na ostatniej lekcji.
-Okej, dziękuje - uśmiechnęła się i odeszła usatysfakcjonowana.

-Już? Nacieszyłaś się? - spytała Alicja - Doszłaś?

Dziewczyna popatrzyła się na nią z oburzeniem

-Ty to zawsze musisz zepsuć atmosferę, co!?

Wybuchnęły głośnym śmiechem i udały się w stronę sali informatycznej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz